O wakacjach, o miesiączce i... siękochaniu

Był piątek. Od ostatniego wpisu na blogu mijało ponad dwa tygodnie.
Pik. Powiadomienie z Messengera.

M. [kolega] Jak idzie blog?
Ja Byłam na wakacjach no i tak.
M. Blog nie ma wakacji 😉

Jakie to przyjemne. I ile w tym prawdy... o algorytmach Google'a i Facebooka. Tylko.... Ja miałam wakacje. Teraz mam miesiączkę. Jestem fizycznie zmęczona. Tak, że aż płaczę i huczę na swoje dzieci jak nigdy w życiu. A uspokajam się na myśl o swoim łóżku. W tych błogich myślach leżę w nim cały dzień i sama. W realu, prowadzę siebie i maleńkich przez ważne decyzje i zwiedzam place zabaw w upale.

Jak żyć?

Pomiędzy leżeniem a upałem, z troską o siebie. Sięgając, wbrew nawykom (sic!), po coś, co mnie napełnia. Czasem tak, żeby poczuć się słynnym dzbanem bogini ;), a czasem, żeby spędzić wieczór z Brunem i Kamą ze względnymi spokojem i świeżością.

A pisać?

O tym. Kiedy mogę. Z lekkością i jak najniższymi oczekiwaniami wobec siebie!

Tyle wstępu.

Wobec zbliżania się mojej osobistej... fali, sięgnęłam po książkę „7 skutecznych sposobów na bolesne miesiączki, czyli jak przemienić ból w przyjemność”. Z Natalią Miłuńską, twórczynią autorskiej metody pracy z cyklem i rekonstruktorką w Polsce tradycji Czerwonego Namiotu, rozmawiała Voca Ilnicka, edukatorka, trenerka, twórczyni portalu Seksualnosc-Kobiet.pl. Obie uwielbiam i dlatego mam tę książkę. Nie, nie dlatego, żeby mnie miesiączki bolały ZA BARDZO. Za to mam podczas nich ochotę, żeby leżeć w swoim łóżku i znacznie zwolnić tempo. Zwolnić, wait, jak to się robi (patrz wyżej) i czy to normalne? Czuję, że tak chcę, ale w jaki sposób mogłabym to przed sobą i... innymi... uzasadnić?

A Natalia mówi Voce, że miesiączki – ta część normalnego i pełnego życia w kobiecym ciele – nie muszą boleć WCALE. I że częścią drogi do tego jest m.in. poznanie i uszanowanie swojego naturalnego miesięcznego cyklu, który – tak jak rytm pór roku – wyznacza nasze pory na rozwijanie naszej energii na zewnątrz i zbieranie tego owoców oraz na zwijanie jej do środka i odpoczynek.
I jeszcze, żeby nakarmić się ciepłym jedzeniem, poruszać i potańczyć, pokochać swoje ciało i swój... brzuch... tym bardziej, kiedy boli!

Wspomniałam już cztery z siedmiu kroków Natalii. Wszystkie są o jakimś rodzaju miłości do siebie i do własnego ciała. O okazaniu sobie współczucia, empatii, sympatii. Posłuchaniu swojego ciała i uznaniu jego mądrości: w spięciu, w bólu, w rozluźnieniu, w przyjemności.

Natalia mówi, że zmiana w kierunku podmiotowego traktowania ciała ma wielką moc. Proponuje ćwiczenie – które polecam nam wszystkim, niezależnie od płci i wieku!

Czego już nie mogłabyś zrobić, gdybyś uznała swoje ciało za podmiot, a nie przedmiot? Proszę, weź kartkę i długopis i poświęć na wypisanie tego, co by się zmieniło, piętnaście minut. Idź na spacer i pomyśl o konsekwencjach – gdyby naprawdę uznać ciało za osobę – dać mu takie prawa – jak wyglądałaby Twoja z nim relacja? A gdyby tak zacząć traktować Twoje ciało jako mądre, jako kogoś, kto jest po Twojej stronie? Kto chce być z Tobą, z Tobą rozmawiać? Kto może Cię uczyć – bliskości, rytmu życia, relacji.

Natalia z Vocą proponują, żeby przyjąć taką perspektywę nawet na godzinę, a najlepiej na zawsze. Mnie teraz najbardziej porusza pomysł, żeby moje ciało, to które czasem chce szybciej, czasem wolniej... uczyło mnie relacji i zrozumienia dla swojego i dla czyjegoś tempa.

Komentarze

Popularne posty